Ogólnie film jest rewelacyjny, dobrze zrealizowany, ze znakomitym aktorstwem, scenografią, muzyką, świetnie oddaje klimat tamtych lat, lecz jednak ma kilka błędów:
- zupełnie nierealistyczna scena rozstrzelania Sonny'ego gdy dostał tysiąc kulek a przez 5 sekund biegał i machał rękami,
- za szybki przeskok akcji po zabójstwie żony Michaela,
- McCluskey dostaje kulę w łeb i przez 4 sekundy siedzi sobie na krześle zamiast umrzeć w trybie natychmiastowym,
- zabrakło sceny, w której Michael po powrocie z Sycylii spotyka się z Vito, gdzie dochodzi do oficjalnego przekazania władzy,
- główny motyw muzyczny został użyty jeden-dwa razy za dużo, a czasem w niepotrzebnych momentach, gdzie lepsza byłaby cisza,
- Coppola za szybko ciął niektóre sceny, jak np. po zabójstwie żony Michaela,
- wesele jest trochę za długie i tyle, rozumiem chęć pokazania, ale niektóre sceny można było śmiało wyrzucić, jak np. ten dziadek sobie śpiewał czy no-name'y tańcowały wesoło,
- cały wątek Michaela na Sycylii jest niepełny, przeprowadzony za szybko, zwłaszcza jak porównam to do przeszłości Vito z drugiej części, bo tu już w drugiej scenie pokazuje się zauroczenie Michaela Apolonią, potem szybki ślub i jedyne co z ich wspólnego życia obserwuje widz to napalonego Michela łapiącego za brzydkie cyce świeżej żony, a przecież ciągle towarzyszyło mu dwóch gości z czego jeden był zdrajcą i.. i nic, ot podłożyli bombę, żona zginęła i to by było na tyle, Michael wraca do NY i...
- i to też jest słabe, tak jak pisałem, powinna być scena jego powrotu, rozmowa z Vito, a nie, że nagle wysiada z auta objawiając się Diane Keaton, do tego mówiąc, że wrócił dawno temu, ponad rok, czego w filmie w ogóle nie czuć i byłem lekko zdziwiony takim potraktowaniem sprawy, podobnie jak faktu, że potem pominięto jego ślub z Diane i posiadanie dziecka, o którym wspomina dopiero Vito, gdy dziecko ma już 3 lata.
Scena, w której Sonny bije tego fagasa swojej siory (?). Bardzo wyraźnie widać ciosy wydawane w powietrze.
James Caan opanował do perfekcji uderzenie powietrza i wzniósł je na poziom uderzenia burzy .
No to też się śmiałem. Ze sceny rozstrzelania z 10 Tommygunów tego Sonny'ego też. Dostał 100 kulek a tańczył breaka...
Ogólnie może oceniamy ten film z perspektywy XXI wieku, a nie zapominajmy że ten film ma przeszło 40 lat! U nas kręcili co najwyżej "Poszukiwany, poszukiwana"... Mogę sobie wyobrazić co czuli ludzie w latach 70. - jak się jarali tym filmem. Do tej pory film jest świetnie zrobiony. A scena końcowa to majstersztyk!
Na takie szczegóły nie zwróciłam uwagi. Ale jak dla mnie cały film jest za długi i nudny. Nie rozumiem, dlaczego jest uważany za arcydzieło wszech czasów.
Może zrozumiesz kiedyś albo i nie :). Mnie urzekło głównie świetne aktorstwo i scenografia ale też dialogi czy generalnie fabuła uważam, że jest bardzo dobrze napisana. Faktycznie, w filmie sceny walki są momentami komiczne jednak trzeba pamiętać, że taki był urok lat 70tych czy wcześniejszych, bardzo często śmierć człowieka była w ten sposób przerysowana.
zawsze zastanawialem sie kto zaniza ocene tego filmu a tu prosze znalazla sie niewiasta ktora nie potrafi zrozumiec wiec daje slaba ocene
Scena wesela w ciekawy sposób ukazuje włochów. To tylko kilka krótkich ujęć, nie przesadzaj, że aż tak to przedłużyło.
Z dostawaniem kulek, to ciężko mi ocenić. Nie widziałem jak się wtedy ludzie zachowują, więc ciężko mówić o realizmie.
W których momentach motyw muzyczny był źle użyty?
Ta scena z "fagasem" - masz rację, można ją było zrobić lepiej, aczkolwiek film nie nastawiał się na jakieś widowiskowe bójki.
w sumie masz rację, ale żona Michaela nie miała brzydkich cycków, były całkiem w porządku
Możemy się tak zacząć obrzucać jeśli chcesz :P Proponuję jednak coś o filmie.
Zdaje mi się że uznałeś moją wypowiedź za ofensywę. Jeśli tak to wolę sprostować, aby uniknąć niepotrzebnych dla nas obojga napięć :)
Opisałem tylko obiektywny fakt. Ojciec Chrzestny najzwyczajniej, w pełni obiektywnie z perspektywy dzisiejszych czasów jest beznadziejny.
Serdecznie pozdrawiam :)
Nie rozumiem dlaczego :P Za 10 lat w perspektywie stałego rozwoju branży filmowej Ojciec Chrzestny będzie wypadał jeszcze gorzej.
W latach 30-40 też zachwycali się ponadczasowymi dziełami tamtej epoki, a spróbuj coś z tego obejrzeć i wytrzymać :D
Obejrzałem, wytrzymałem, nawet niektóre bardzo polubiłem. Wydaje mi się, że Ojciec chrzestny z roku na rok ma się coraz lepiej, nie powstają już takie świetne filmy.
O cholera, dawać 1 takiemu filmowi... przecież na 1 zasługują największe szmiry bez polotu, bez klimatu, bez dobrej muzyki, bez niczego. Mimo elokwencji Twoich wypowiedzi uważam, że jesteś szalony.
Cóż - jeśli Transformers jest dla Ciebie arcydziełem, zaś ostatnią megakaszanę pt, Terminator: gymbasis oceniasz na 8/10 - to faktycznie Ojciec chrzestny to nie Twój poziom...skończ najpierw to gimnazjum, może jako 20-latek docenisz, zwłaszcza jeśli wcześniej przeczytasz genialną powieść Mario Puzo.
korzystaj jak możesz - ja bez lektury dobrej książki nie wyobrażam sobie po prosu życia...
Wymienione przez ciebie filmy też nie są złe, ja nie rozumiem jak można porównywać kino gangsterskie do kina sci-fi i oceniać które lepsze :/
Don Vito został postrzelony kilkanaście razy w plecy, a mimo to przeżył, a żadna z kul nie dosięgła kręgosłupa, co oznaczałoby paraliż. Później wyzdrowiał i mógł w miarę normalnie funkcjonować i chodzić. A poza tym to ile, czasu minęło od przyjazdu Michaela na Sycylię (tydzień?), bo miał tam jeszcze ślady pobicia przez policjanta, potem poznał tam tą kobietę i nawet na ślubie było widać siniaki.
"Don Vito został postrzelony kilkanaście razy w plecy, a mimo to przeżył, a żadna z kul nie dosięgła kręgosłupa, co oznaczałoby paraliż. Później wyzdrowiał i mógł w miarę normalnie funkcjonować i chodzić."
Było ze 12 wystrzałów, ale na jego płaszczu widać jedynie kilka dziur po kulach.
W filmie była scena, w której mówili: "dostał 5 kulek i nadal żyje!", więc aż tak dużo ran nie było, jak wskazywały na to wystrzały.
Jasne - przeżyć po czymś takim to dziki fart, ale w realnym życiu też czasem ktoś przeżyje jakąś koszmarną katastrofę dzięki dzikiemu fartowi właśnie. Nie jest to też takie całkiem science-fiction i zaginanie praw fizyki, jak w innych filmach, bo można przyjąć, że wszystkie 5 kul przebiło po prostu płuca, omijając wszelakie istotne narządy wewnętrzne (co przy strzałach w plecy jest generalnie w miarę prawdopodobne).
Strzelano do niego z rewolwerów. Natomiast broń konstrukcyjnie bardzo się nie zmieniła od lat 40-tych ubiegłego stulecia. Wszystko zależy od modelu broni i kalibru.
On miał tak na stałe. W sumie nie wiem czemu. Potem jest scena, gdzie była mowa o zabiegu twarzy Michaela.
Jeśli chodzi o rozstrzelanie Sonniego, widziałem autentyczny film, na którym kobieta zostaje pchnięta nożem około 20 razy i jeszcze przez 20 sekund po tym stara się uciec, także ta scena nie jest tak surrealistyczna, na jaką może wyglądać.
Trzech facetów strzela do niego jednocześnie seriami z pepeszy (kaliber 7.62 mm). Nie wiem ile tych trafień było, ale stanowczo zbyt dużo. Przykład z nożem jest nieadekwatny do sytuacji.
Z jakiej pepeszy człowiecze? Strzelano do niego z rewolwerów prawdopodobnie kal. 38 short. A "dostał 6 kul i jeszcze żyje". Czy ty widziałeś kiedyś pepeszę albo jakąkolwiek broń palną? Przypuszczam że wątpię.
Przestrzeliłeś ze swoją kąśliwą uwagą. Moja wypowiedź była w sprawie rozstrzelania Sonny'ego Corleone.
Jednak popełniłem błąd, bo użyto tam pistoletu maszynowego Thompson M1928.
Tak, jeśli chodzi o zabójstwo Sonny'ego to był najprawdopodobniej Thompson M1928A1 z magazynkiem bębnowym na 50 naboi kal 0.45 cala. ale (pomijając już pepeszę) skąd Ci przyszedł do głowy kaliber 7,62 mm w USA wtedy kompletnie nie znany. Jedyna (rzadko) spotykana wtedy w USA broń o zbliżonym kalibrze to niemiecki pistolet Walther PP lub PPK kal. 7,65 mm x 17 SR, później ulubiona broń agenta 007 Bonda.
McKluskey dostaje kule w krtan tak jak w książce wiec się dusi później dostaje kulkę w łeb :)
Zarzuty zrozumiale, ogolnie film jest bardzo ciety i przez to wg mnie było takie wrazenie, ze za szybko to przebiega. No ale tak jest w ksiazce i lepiej tego zrobic sie nie dalo, brakowalo kilku rzeczy, ale film ma i tak jakies 3 h, wiec to zrozumiale. Taka mysl przyszla do mnie, ze ze dwie czesci bylyby niezle by pokazac to dokladniej, bo skupiono sie na glownym watku, stad tez pominieto m.in. 2 postacie, ktore byly warte uwagi. Ale jak przypomina sie "Hobbit" Jacksona to jednak z 1 czescia, choc okrojona, idzie sie pogodzic. Bohaterowie sa bardzo dobrze oddani, bo, ah, taa obsada, choc niektorzy "Wlosi" srednio Wlochow przypominali. Na pewno Brazi i Rizzi byli przedstawieni niezbyt jak na realia ksiazki. Brazi, no nie ukrywajmy jak tepy spaslak, no moze byl nieokielznany i domagal sie smierci, ale skoro udalo mu sie tak dlugo przezyc to bez przesady. No ale co ja tam, wystapil tylko w kilku scenach. W ogole caly film naprawde wiernie oddaje ksiazke i przez dlugi czas nie pojawia sie nic nowego, co wlasnie mogloby powiedzmy sobie, zaskoczyc kogos, kto przeczytal. Muzyki jest malo w filmie, powtarza sie, ale jest swietna. No tak... Leave the gun, take the cannoli, my deers :).
czytając wszystkie wpisy w tym wątku stwierdzam że nikt z Was nie czytał książki na podstawie której jest film.