Prosty w przekazie ale jakże poruszający piękno życia istoty ludzkiej. Do tego wspaniały soundtrack potęgujący naszą chęć przeżycia tego samego co nasz bohater.
A to ciekawe, bo ja ten film odebrałem przede wszystkim jako bardzo dołujący, momentami nawet depresyjny.
Tak z ciekawości - gdzie w tym filmie dostrzegłeś piękno życia?
W końcowej scenie, w której Mikkelsen odnajduje swój sens życia? To jedyna scena w filmie, w której (zblazowany z początku) bohater nie jest przedstawiony w kontrze do młodzieży (cieszącej się życiem w każdy możliwy sposób).